Co ma jajko do helikoptera?

Pewnie pamiętacie Państwo, jak były Wiceminister Sprawiedliwości, zarzucając prokuratorom nieprzygotowanie do rozpraw, co miało wyeliminować jego ukochane dziecko – proces kontradyktoryjny, ogłosił kiedyś w mediach, że widział na sali rozpraw, jak prokurator je jajko.

Rozumiem oburzenie Pana Ministra, nota bene muszę się przyznać – mojego dawnego kolegi z pracy na Uniwersytecie Warszawskim, gdyż – jak przystało wtedy na wyłącznie naukowca, po prostu nie był on w stanie zrozumieć banalnej codziennej przyczyny takiego obrażającego powagę sądu zachowania prokuratora, który przecież ma tej powagi strzec.

Ja zakładam z praktyki, choć akurat konsumenta jajka nie znam, że jadł w czasie rozprawy, bo pewnie nie zdążył po nocnym dyżurze zjeść śniadania, tylko od razu popędził na rozprawę.

Każdy z nas zapewne przeżył przynajmniej jeden tydzień maratonu zdarzeń na dyżurze. Znajomi rekordziści zaliczyli 36 godz. zdarzeń pod rząd, 12 zgonów w tygodniu, czy 4 zdarzenia, które musieli obsłużyć równocześnie, a po tym wszystkim pójść do pracy, z dużym prawdopodobieństwem do sądu, bo przecież prokurator pracuje wymiarem obowiązków i nie należy mu się, nie powiem, że dodatkowe wynagrodzenie, ale przynajmniej odpoczynek po pracy w nocy czy w weekend.

Zarządzając przez rok Prokuraturą Rejonową Warszawa-Mokotów, wtedy największą prokuraturą rejonową w Polsce z ponad 50 etatami prokuratorskimi, zostałam zmuszona do stworzenia grafiku dni sądowych prokuratora, w ramach słynnego projektu SOTR. Jak możecie sobie Państwo wyobrazić, zdarzeń na Mokotowie, Ursynowie i Wilanowie było co niemiara – do rzadkości należały dni bez zgonu, a częściej nawet kilku. Prokuratorzy byli tak przemęczeni tygodniowymi dyżurami, że zaproponowałam im dyżury dobowe, na co przystali, mam wrażenie z dość dużym zadowoleniem. Godzinami siedziałam nad grafikiem, próbując tak ułożyć dyżury zdarzeniowe, by nie następował po nich dzień sądowy. Niestety, pomimo moich naprawdę ogromnych starań, nigdy mi się to nie udało. Zawsze – przynajmniej raz w miesiącu – jakiś prokurator miał zaplanowany sąd po dyżurze nocnym i nie dało się tego nijak przełożyć. Pozostawało tylko modlić się o spokojną noc, albo wokandę rozpoczynającą się w późniejszych godzinach.

Odkąd przeszłam do Prokuratury Rejonowej w Żyrardowie, odkryłam inny problem dyżurów. Zdarzeń nie jest tak dużo jak w Warszawie, ale przez ostatni rok miałam więcej dni dyżuru niż przez 13 lat pracy w stolicy. Wynika to z banalnej rzeczy, jaką jest ilość prokuratorów w jednostce. Na Mokotowie (przed podziałem) przypadała na prokuratora jedna noc dyżuru w miesiącu i ze dwa razy do roku weekend. W Prokuraturze Rejonowej Warszawa-Śródmieście, gdzie wcześniej pracowałam, były to średnio dwa-trzy tygodnie w roku. I mówię tu o faktycznym obciążeniu, a nie o przeliczeniu na etaty wirtualne, czyli nawet po odjęciu matek z małymi dziećmi. W Żyrardowie mam dyżur nocny przez tydzień co miesiąc. I nie narzekam – najmniejsza jednostka w Polsce ma 3 etaty, co daje na prokuratora 1/3 roku na dyżurze zdarzeniowym (mając nadzieję, że nikt nie zachoruje i broń Boże nie zajdzie w ciążę, a wszystkie młode matki zgodzą się na dyżurowanie); w prokuraturze w Gostyninie w zeszłym roku prawie przez 6 miesięcy było tylko dwóch prokuratorów i nie są to wyjątki…

Można by pomyśleć, że to przecież żadne obciążenie, gdy jest mało zdarzeń, ale po pierwsze jak wiadomo zdarzenia chodzą parami – opisywany przeze mnie rekordzista z 36 godz. na zdarzeniach (6 po kolei na 30-stopniowym mrozie), to właśnie prokurator z Żyrardowa. Po drugie, jak dobrze wiecie, już samo bycie w gotowości i pod komórką jest obciążające, w szczególności, gdy jest tak częste – nie można pojechać do hipermarketu oddalonego o 30 minut drogi, nie można pójść z dzieckiem do kina czy na basen, nie da się pójść do kosmetyczki na 2-godzinną maseczkę, czy do fryzjera na balejaż. Banałem jest to, że nie da się napić – w małych jednostkach wiecznym dyżurantom pozostaje tylko abstynencja.

Jak takie wielogodzinne dyżury, po których następują kolejne obowiązki zawodowe mają się to ma do higieny i bezpieczeństwa pracy, w końcu zasady konstytucyjnej? Jak się tak częste dyżury mają do prawa do prywatności i życia rodzinnego, również prawa konstytucyjnego? Jak się nierówność w obciążeniu dyżurami ma do równości traktowania prokuratorów przynajmniej na tym samym poziomie organizacyjnym (fikcję 1 dnia dyżuru w roku prokuratorów z jednostek powyżej rejonu pominę niechlubnym milczeniem), co nota bene również ma umocowanie w Konstytucji? Można by na ten temat napisać rozprawę habilitacyjną!

Ale jak się to ma do helikoptera?

Otóż zaczęłam się zastanawiać, jak można ten problem w praktyce rozwiązać. Oczywiście należałoby zacząć od tego, że faktycznie wszyscy prokuratorzy, niezależnie od jednostki, jej położenia, stopnia i ilości pracujących prokuratorów, powinni dyżurować tyle samo dni w roku.

Jestem za spłaszczeniem struktury prokuratury. Marzy mi się system, z małym biurem prokuratora generalnego i dużymi prokuraturami rejonowymi oraz prokuraturami okręgowymi wielkości obecnych okręgów regionalnych, w których prokuratorzy prowadziliby sprawy dotyczące przestępstw obejmujących cały kraj lub z elementem zagranicznym. Cały nadzór zaś znalazłby się w sądzie.

Oczywiście, nie należy likwidować małych prokuratur, bo powinny być one blisko człowieka. Ale mogłyby stanowić one jednostki zamiejscowe jednej struktury, w ramach której byłby jeden wspólny grafik dyżurów zdarzeniowych. Jak to jednak ogarnąć logistycznie? Jak prokurator z Gostynina ma brać udział w oględzinach w Żyrardowie, czyli ponad 100 km od swojego miejsca pracy? I tu przydałby się helikopter. Jeśli każda „duża” prokuratura rejonowa miałaby na stanie 1 helikopter i co najmniej 3 pilotów (żeby był system zmianowy, a nie dyżury i nadgodziny), to prokurator z każdego miejsca byłby w stanie dolecieć w ciągu kilkunastu minut na zdarzenie prawie w każdym innym miejscu Polski (czego dowodzi długość samolotowych lotów krajowych). Zresztą to chyba nie jest nowy pomysł. Zdaje mi się, że w prokuraturze lubelskiej przed jej podziałem (jeśli mylę jednostkę, proszę mnie skorygować), teren właściwości miejscowej był tak duży, że prokuratorzy faktycznie latali na zdarzenia.

Replikując prokuratorowi Onyszczukowi: Tak marzy mi się lot helikopterem! Ale nie na czynności w sprawie politycznej, ale do wypadku, zabójstwa czy innego zdarzenia skutkującego zgonem. Bo mimo iż mam lęk wysokości, marzy mi się więcej czasu z dzieckiem i więcej nocy bez włączonej komórki oraz prokurator na sali rozpraw, który nie będzie przemęczony i głodny, a także policjanci i rodziny nieczekające godzinami na prokuratora. Dla dobra pokrzywdzonych, dobra prokuratorów i dobrego imienia naszej instytucji jestem gotowa wsiąść na pokład helikoptera (tylko nie każcie mi skakać ze spadochronem)!

Może więc LSO w ramach dostępu do informacji publicznej zapyta naszych najwyższych przełożonych, czy i które prokuratury mogą wykorzystać te helikoptery do lotów na zdarzenia i czy wpłynie to na zwiększenie obciążenia dyżurami prokuratorów jednostek wyższego stopnia? Tak, celem spełnienia mojego marzenia, którego spełnienia również Państwu życzę 🙂

Małgorzata Szeroczyńska
Prokurator Prokuratury Rejonowej w Żyrardowie

Lex Super Omnia
Stowarzyszenie Prokuratorów "Lex Super Omnia" to polska organizacja, skupiająca niezależnych prokuratorów. Jej celem jest promowanie wartości niezależności prokuratury oraz utrzymanie standardów etycznych w służbie sprawiedliwości. W ostatnich latach stowarzyszenie aktywnie uczestniczyło w działaniach na rzecz niezależności prokuratury w Polsce, angażując się m.in. w inicjatywy wspierające akcję pomocy sędziom.