Skończmy „zabawę” procedurą karną!
Prawo karne ma być jasne i trwałe, tak by każdy wiedział, co mu robić wolno, a czego nie i co mu grozi, gdy dany zakaz złamie oraz w jaki sposób będzie sądzony. Niestety, w Polsce od wielu lat nie możemy mówić o jasnym i trwałym prawie (nie tylko karnym). Nie dość, że tworzymy go dużo i szybko, to jeszcze namiętnie zmieniamy poprzednie regulacje.
Wstyd się przyznać, ale Kodeks postępowania karnego z 1997 r. był zmieniany 141 razy (w tym ponad 30 razy w wyniku wyroków Trybunału Konstytucyjnego uznającego różne jego przepisy za niekonstytucyjne), a kolejna jego nowelizacje już czekają na wejście w życie. Paradoksalnie, Kodeks postępowania karnego z 1969 r. zmieniany był przez 28 lat obowiązywania tylko 28 razy i to wyłącznie w kierunku zwiększenia gwarancji praw człowieka. Obecny kodeks jest natomiast nowelizowany jak bumerang – raz w jedną stronę, raz w drugą, tak jakby politycy w zależności od koloru swojej partii postawili sobie za punkt honoru likwidację nowelizacji poprzedników.
Politycy najbardziej niekonsekwentni są w określeniu stopnia samodzielności policji oraz przy definiowaniu zadań prokuratora. Skutkiem tego raz przekazują policji prowadzenie wszystkich spraw, po chwili jej te kompetencje zabierają i oddają pod ścisły nadzór prokuratora, by po paru latach znowu przywrócić wcześniejsze uprawnienia, a następnie znowu je odebrać. Z drugiej strony, nie mogą się zdecydować, czy prokurator powinien bardziej znajdować się w sądzie, pisać wszystkie akty oskarżenia czy tylko niektóre, uczestniczyć we wszystkich rozprawach czy tylko w wybranych, albo wręcz przeciwnie – raczej być śledczym, takim wielkim policjantem, który kieruje działaniami policji i ją we wszystkim kontroluje.
Największą rewolucję w tym zakresie wprowadziła nowelizacja, która weszła w życie 1 lipca 2015 r., wprowadzająca tzw. proces kontradyktoryjny, a więc opowiadająca się z prokuratorem jako oskarżycielem, z pozostawieniem większości zadań na etapie postępowania przygotowawczego policji. Jednym z pierwszych kroków „dobrej zmiany” było wycofanie się z tej reformy i przywrócenie pełnej kontroli prokuratora nad policją, a ograniczenie jego obecności w sądzie.
Która z tych dwóch form procesu jest lepsza? Obie da się obronić. Najważniejsze jest, by proces karny był spójny, niezmienny oraz by wszystkie organy miały precyzyjnie zdefiniowaną rolę oraz były dobrze zorganizowane, zarządzane i kompetentne.
Na zbyt często nowelizowanej ustawie nie da się pracować. Przy ciągłych zmianach prawa wszyscy się mylimy, jakie przepisy w danym momencie obowiązują. Na marginesie dodam, że od lat policjanci, prokuratorzy i sędziowie nie dostają aktualnych kodeksów, a kupione prywatnie i tak zbyt szybko się dezaktualizują. Można korzystać z Internetu, ale policjanci mogą to w praktyce robić tylko z własnych komórek i z bezpłatnych baz aktów prawnych. Zresztą, jak się już nauczymy nowych przepisów, to i tak za moment się okazuje, że wiedza, którą właśnie nabyliśmy, stała się znowu przez noc nieaktualna.
Nie ulega wątpliwości, że kodeks postępowania karnego wymaga napisania od nowa i to z pomysłem, jak powinien wyglądać optymalny dla stron i efektywny (w tym także szybki, ale przede wszystkim sprawiedliwy) proces karny.
Obecnie mamy sytuację, gdy prokurator na sali sądowej jest rzadkim gościem, a akt oskarżenia odczytuje w większości spraw sędzia, czego nie może zrozumieć ani oskarżony, ani pokrzywdzeni. Trudno się im nawet dziwić, gdyż oskarżony ma poczucie, że sędzia go oskarża, a pokrzywdzeni – że nikt ich nie reprezentuje. Tak proces karny wyglądać nie może. Oskarżyciel musi być obecny na wszystkich rozprawach sądowych, tyko wtedy dowody będą prezentowane przez dwie strony procesu – oskarżenie i obronę – które będą przekonywać neutralny sąd. Tylko wtedy pokrzywdzony, w szczególności ten, który z różnych przyczyn nie chce być aktywny, będzie miał prawdziwą reprezentację.
Dlaczego więc odeszliśmy od procesu kontradyktoryjnego? Pomijając polityczny aspekt tego odwrotu, przyznać trzeba ze smutkiem, że reforma z 2013 r. była po prostu źle przygotowana. Żeby zapewnić prokuratorom możliwość obecności w sądzie, trzeba nie tylko ograniczyć ich kompetencje w postępowaniu przygotowawczym (co reforma częściowo czyniła), ale trzeba pójść jeszcze dalej – trzeba wzmocnić organ, który te obowiązki przejmie. Od 1 lipca 2015 r. do 15 kwietnia 2016 r. policja została obciążona ogromem dodatkowych zadań, nie zapewniono jej natomiast żadnego wsparcia. Nie może być tak, że śledczy, który prowadzi nawet 50 spraw równocześnie, jest co rusz odrywany od swojej pracy, by pilnować kibiców, czy osłaniać demonstrację. Co więcej, jeśli policjant ma prowadzić postępowania, to nie może marnować czasu na kopertowanie listów, „żebranie” o papier, toner, dostęp do Internetu, samochód, którym ma pojechać na oględziny miejsca przestępstwa, czy lateksowe rękawiczki, którymi będzie mógł bezpiecznie dotknąć zwłok, czy zestaw do pobrania próbek biologicznych, nie wspominając o lekarzu do oględzin czy nawet banalnego stwierdzenia zgonu. Taka natomiast jest sytuacja codzienna w polskiej policji.
Tworzenie optymalnego procesu karnego musi się zacząć od policji. Policjanci śledczy i kryminalni powinni być wydzieleni z obecnych struktur i poddani ministrowi sprawiedliwości. Ich jedynym obowiązkiem powinno być prowadzenie postępowań karnych. Powinno być ich wystarczającą dużo (dziś są jednostki, gdzie w działach dochodzeniowo-śledczych pracuje 50% kadry) i powinni być odpowiednio wykształceni (obecnie prawnicy należą do nielicznej mniejszości), a także wzmocnieni personalnie o personel pomocniczy – asystentów, urzędników, analityków, informatyków śledczych oraz biegłych. W Polsce większość biegłych to biegli prywatni. Policjant i prokurator nie powinni marnować czasu na szukanie biegłego i zastanawianie się, czy będzie wystarczająco dobry, szybki, a przede wszystkim tani. Przetargi między biegłymi nie mogą trwać miesiącami, a analiza, w którym punkcie można by obniżyć ich rachunek, nie powinna w ogóle stanowić przedmiotu zastanowienia prokuratora. Biegli wszystkich specjalności powinni być zatrudnieni przez policję w takiej ilości, by opinie wpływały w jak najkrótszym czasie, wynikającym wyłącznie z zastosowania danej procedury badawczej. Tylko wtedy będą to opinie w pełni obiektywne, zgodne z weryfikowalnym standardem naukowym, szybkie i tanie (a pieniądze pozostaną w budżecie).
Reformy wymaga także procedura karno-skarbowa. To nie KAS powinna prowadzić postępowania, ale policja skarbowa będąca częścią policji podległej ministrowi sprawiedliwości. Zresztą w ogóle nie ma potrzeby, by istniała odrębna procedura karna do przestępstw skarbowych. Wszystkie czyny jednej osoby powinny być prowadzone w jednym procesie według tych samych zasad.
Analogiczna unifikacja powinna dotyczyć procesów wykroczeniowych. Rozdzielenie wykroczeń i przestępstw prowadzi dziś do dwóch absurdów. Po pierwsze, jeśli sędzia na rozprawie o wykroczenie stwierdzi, że jednak ma do czynienia z przestępstwem, to postępowanie umarza, cała sprawa przechodzi do prokuratury i toczy się od początku. Z kolei, jeśli prokurator uzna, że sprawca jednym czynem spowoduje i przestępstwo i wykroczenie, to sprawę dzieli na dwie i sprawca jest karany dwa razy za to samo. Są to rozwiązania niefunkcjonalne, marnujące czas i zasoby, sprzeczne z orzecznictwem Trybunału w Strasburgu. Wykroczenia powinny stać się najłagodniejszą formą przestępstw i być sądzone w tej samej, choć uproszczonej, procedurze, ale tak, by sędzia orzekający w sprawie o wykroczenie w przypadku stwierdzenia wyczerpania znamion przestępstwa mógł po prostu dalej kontynuować proces.
W ogóle warto przesunąć część przestępstw do wykroczeń i pozwolić oskarżać policji w sprawach np. do dwóch lat pozbawienia wolności. Dzięki temu prokurator będzie mógł być obecny na wszystkich rozprawach „poważnych”. Zaś jego kontrola nad policją w postępowaniu przygotowawczym powinna się ograniczyć do kwestii naruszających prawa podmiotowe (np. zatrzymanie, przeszukanie itp.) oraz do sporządzania aktów oskarżenia, aby mógł ocenić, czy zebrany materiał dowodowy jest już wystarczający dla oskarżenia kogokolwiek. Jeśli taką decyzję podejmie, powinien jej sam bronić na wszystkich rozprawach i we wszystkich instancjach. Wtedy będzie miał wiedzę o procesie i zaangażowanie, by bronić aktywnie swojego stanowiska.
Oczywiście, trzeba zwiększyć także efektywność sądów. Można rozszerzyć zakres wydawania wyroków nakazowych, które nie naruszają praw stron, bo osoba niegodząca się z takim wyrokiem ma prawo wnieść sprzeciw i wtedy wyrok uważa się za niebyły oraz prowadzi normalny proces. Również wyroki wydawane w trybie konsensualnym oraz prawie wszystkie (poza ograniczającymi wolność) postanowienia sądu w postępowaniu przygotowawczym powinny być wydawane bez konieczności wyznaczania posiedzenia. Warto także rozszerzyć – przynajmniej przy wykroczeniach i występkach – możliwość poprzestania przez sąd na materiale zebranym w postępowaniu przygotowawczym, bez ponownego słuchania świadków, o ile strony nie żądają tej czynności wprost. Zasadnym byłoby także „reanimowanie” postępowań przyspieszonych, aby w sprawach oczywistych wyrok zapadał szybko, a sankcja zyskała swój atrybut nieuchronności – co wbrew pozorom ma dużo większe znaczenie psychologiczne niż zwiększanie górnej granicy zagrożenia karą.
Błędem natomiast byłoby odebranie sądom spraw „prostych” i przekazanie ich do organów niesądowych, a wręcz nieprawniczych, np. proponowanych sądów pokoju. Jest to rozwiązanie niezgodne z Konstytucją i z Europejską Konwencją Praw Człowieka, które gwarantują każdemu w każdej sprawie dostęp do sądu. Epokę kolegiów ds. wykroczeń już mieliśmy i Konstytucja z 1997 r. wprost je zlikwidowała. Każdy, kto miał wątpliwą przyjemność bycia osądzonym przez sprawiedliwość ludową, wie, że trzeba dużej wiedzy prawniczej i mądrości życiowej oraz procesu ze wszystkim gwarancjami dla wszystkich uczestników, aby wydany został sprawiedliwy wyrok. Psucie opinii sędziom i odbieranie im kompetencji nie poprawi ich pracy.
Nie wolno także pod żadnym pozorem podważać niezawisłości sądów. Tylko bowiem przy poszanowaniu trójpodziału władzy i pełnej neutralności sądów od organów władzy, ale też mediów i opinii publicznej mogą zapadać wyroki obiektywnie sprawiedliwe, które będą cieszyły się powagą wśród stron i w społeczeństwie. Ręczne sterowanie sądami tę powagę jedynie zmniejsza, zwiększając ryzyko linczów i kargulowskiego podejścia „sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie”. Do uchylania wyroków niezasadnych służą dwie instancje odwoławcze i procedura wznowieniowa. Żaden inny organ władzy nie może mieć możliwości ich podważania (nawet prezydenckie prawo łaski, ta prerogatywa po-królewska, straciła obecnie – o czym dobitnie świadczą przykłady kliku ostatnich prezydentów – rację bytu, gdyż po prostu stała się narzędziem politycznym, a nie wyrazem miłosierdzia). Tworzenie jakiś „komisji do oceny niesłusznych wyroków” czy możliwość wzruszania prawomocnych orzeczeń z innych powodów niż obecne przesłanki wznowienia niszczą stabilność orzeczniczą, a tym samym poczucie pewności w społeczeństwie, czym jednych zniechęcają do korzystania z drogi sądowej, a innych motywują co ciągłego podważania niekorzystnych dla nich wyroków w coraz to nowych procedurach. Jeśli wyroki sądów nie będą poważane i nie będą trwałe, ich wydawanie traci sens społeczny, bo nie będą przez nikogo respektowane, a wyroki karne nie zaspokoją ani poczucia sprawiedliwości pokrzywdzonych, ani żadną miarą nie wpłyną na zmianę zachowania skazanych.
Reforma, której niewątpliwie wymaga wymiar sprawiedliwości, musi być przeprowadzona całościowo, by zwiększyć efektywność policji, prokuratury i sądów oraz zapewnić ich pełną neutralność i obiektywizm, a także dać im jak najlepsze narzędzia w dotarciu do prawdy materialnej, tylko bowiem bazując na prawdzie można wydać sprawiedliwy wyrok. Żadną miarą reforma ta nie może jednak osłabiać gwarancji procesowych ani pokrzywdzonych, ani oskarżonych, w szczególności prawa do obrony tych ostatnich. Inaczej wylewamy dziecko z kąpielą. Niestety nie pierwszy raz w historii. I pewnie nie ostatni.
Dr Małgorzata Szeroczyńska, prokurator Prokuratury Rejonowej w Żyrardowie