O bezpośrednim stosowaniu Konstytucji z punktu widzenia behawiorysty
Z dużym smutkiem zapoznałam się z pismem Prokuratora Krajowego z dnia 26 lipca 2018 r., PK I BP 029.33.2018, komentującym uchwałę Sądu Najwyższego z 28 czerwca 2018 r., I KZP 4/18. Paradoksalnie, smutek ten nie wynikał wcale z treści tego pisma, ani nawet z jego konkluzji. To, że obecna władza wykonawcza nie stosuje Konstytucji w ogóle, a tym bardziej bezpośrednio, wiem już od dawna. Wystarczającym wyrazem tego stanowiska był wpis na Tweeterze wiceministra Warchoła komentujący internetową transmisję na żywo z panelu poświęconego właśnie bezpośredniemu stosowaniu Konstytucji w prawie karnym, który miał miejsce podczas I Kongresu Rzecznika Praw Obywatelskich w grudniu 2017 r., w którym to wpisie Wiceminister Sprawiedliwości, doktor nauk prawnych, stwierdził, że Konstytucja „nie jest dla przestępców”.
Nie zdumiało mnie więc jednoznaczne sformułowanie Prokuratora Krajowego wyrażone w przedmiotowym piśmie, że „rozproszona kontrola konstytucyjności nie jest dopuszczalna”. Nie zdziwiło nawet wskazanie, że przedmiotowa interpretacja – odnosząca się co prawda do jednego wyroku Sądu Najwyższego, który taką wykładnię zastosował, i do jednego przepisu kodeksu postępowania karnego (art. 168b), ale wyraźnie w podtekście sugerująca po prostu powszechny zakaz stosowania przez prokuratorów wykładni prokonstytucyjnej – została narzucona jako polecenie służbowe do „bezwzględnego stosowania”, tym samym wskazując potencjalne skutki odmiennego stosowania przepisów, czyli wdrożenie postępowania dyscyplinarnego za naruszenie tego polecenia. Już bowiem dużo wcześniej jeden z wiceministrów sprawiedliwości komentując w mediach wyrok Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu z 27 kwietnia 2017 r., II AKa 213/16, odmawiającego zastosowania art. 168a k.p.k. jako niekonstytucyjnego, zapowiedział wprost wszczęcie postępowania dyscyplinarnego przeciwko sędziom zasiadającym w tym składzie (patrz: A. Bodnar, I. Kamiński, Słowo wstępne: bezpośrednie stosowanie Konstytucji w sferze prawa karnego, Kwartalnik o prawach człowieka, 2017, nr 22-23, s. 3; P. Skuczyński, Bezpośrednie stosowanie konstytucji RP przez sądy a odpowiedzialność dyscyplinarna sędziów, Kwartalnik o prawach człowieka, 2017, nr 22-23, s. 88)
Smutek mój wynika z tego, że zasadnicza część orzecznictwa, przede wszystkim samego Trybunału Konstytucyjnego, ale także Sądu Najwyższego, oraz duży odsetek wypowiedzi doktryny dały przez dziesiątki ostatnich lat, bardzo konsekwentnie, podstawę do wygłaszania takich poglądów.
- Trybunał Konstytucyjny o swojej wyłącznej kompetencji do kontroli konstytucyjności ustaw
Trybunał Konstytucyjny jest dość młodą instytucją w polskim porządku prawnym. Co więcej, powstał on jeszcze w systemie socjalistycznym, jako przejaw demokratyzacji ustroju. Początkowo budował on więc swoje kompetencje raczej w opozycji do władzy ustawodawczej, ale też sądowniczej, jako strażnik praw człowieka, w małym przecież stopniu wtedy opartych na treści Konstytucji z 1952 r., czego przejawem było wywodzenie w dość dużej części wyroków wniosku o niekonstytucyjności danego przepisu z klauzuli demokratycznego państwa prawa, a nie wprost z uprawnień konstytucyjnych, których po prostu nie było.
Trudno się dziwić Trybunałowi Konstytucyjnemu, że od początku swojego istnienia podkreślał nie tylko swoją wyłączną kompetencję do kontroli konstytucyjności ustaw, ale także obowiązek sądów zadawania mu pytań prawnych w przypadku powstania wątpliwości co do konstytucyjności danego przepisu ustawowego. Do wejścia w życie Konstytucji z 1997 r. można było tę postawę całkowicie zrozumieć, gdyż Konstytucja z 1952 r. stwierdzała, że sędziowie podlegają ustawom (art. 62), w przeciwieństwie do obecnej ustawy zasadniczej, która głosi w art. 178 ust. 1 wprost, że sędziowie podlegają Konstytucji oraz ustawom. Początkowo więc teza, że sędziowie nie mają prawa bezpośredniego stosowania Konstytucji, dawała się dość łatwo obronić.
Sytuacja prawna zmieniła się po wejściu w życie Konstytucji z 1997 r., która nie dość, że wskazuje wprost na podległość sędziów Konstytucji, to jeszcze w art. 8 ust. 2 głosi jednoznacznie zasadę bezpośredniości jej stosowania, o ile dany przepis konstytucyjny nie stanowi inaczej. Wydaje się jednak, że Trybunał Konstytucyjny tej zmiany nie zauważył. Nadal bowiem konsekwentnie wskazywał, że tylko on jest organem powołanym do kontroli konstytucyjnej ustaw, a z podległości sędziów Konstytucji wyrażonej w art. 178 ust. 1 wysnuwał jedynie ich obowiązek zadawania sobie pytań prawnych przez składy sędziowskie, jeśli taką potencjalną niekonstytucyjność zauważą. Stwierdzał wprost, że została ustalona i utrwalona linia orzecznicza, iż w żadnym wypadku podstawą odmowy zastosowania przez sąd przepisów ustawowych nie może być zasada bezpośredniego stosowania Konstytucji, wynikająca z art. 8 ust. 2 Konstytucji. Według Trybunału Konstytucyjnego bezpośredniość stosowania Konstytucji (art. 8 ust. 2) nie oznacza bowiem kompetencji do kontroli konstytucyjności obowiązującego ustawodawstwa przez sądy i inne organy powołane do stosowania prawa, gdyż tryb tej kontroli został jednoznacznie ukształtowany przez samą Konstytucję, która w art. 188 pkt. 1 zastrzega orzekanie w tych sprawach do wyłącznej kompetencji Trybunału Konstytucyjnego. Tym samym, zdaniem Trybunału Konstytucyjnego, domniemanie zgodności ustawy z Konstytucją może być obalone jedynie jego wyrokiem, a związanie sędziego ustawą, przewidziane w art. 178 ust. 1 Konstytucji, obowiązuje dopóty, dopóki ustawie tej przysługuje moc obowiązująca (por. orzeczenia z 22 marca 2000 r., P 12/98, z 31 stycznia 2001 r., P 4/99, 22 listopada 2001 r., K 36/01, z 28 listopada 2001 r., K 36/01, z 4 grudnia 2001 r., SK 18/00, czy z 10 grudnia 2002 r. P 6/02).
Jak stwierdził wprost Trybunał Konstytucyjny w orzeczeniu z 4 października 2000 r., P 8/00: „w obowiązującym stanie konstytucyjnym bezpodstawne jest stanowisko dopuszczające odmowę zastosowania przez sąd orzekający normy ustawowej ze względu na jej sprzeczność z normą konstytucyjną (…) i orzeczenie bezpośrednio na podstawie regulacji konstytucyjnej. Stanowisko takie nie znajduje uzasadnienia w wyrażonej w Konstytucji zasadzie bezpośredniego stosowania jej przepisów (art. 8 ust. 2), ani w przepisie przewidującym podległość sędziego w sprawowaniu urzędu tylko Konstytucji i ustawom (art. 178 ust. 1 Konstytucji). Ogólne wskazania Konstytucji, adresowane są w tym wypadku do ustawodawcy, nie pozwalają na wydawanie na ich podstawie indywidualnych rozstrzygnięć, a przy tym sędzia, podlegając Konstytucji, nie jest zwolniony z podległości ustawie zwykłej”.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że kontynowanie tej linii orzeczniczej przez Trybunał Konstytucyjny wynikało z „walki” z Sądem Najwyższym i Naczelnym Sądem Administracyjnym o autorytet i podział kompetencji. Sądy te bowiem od 1998 r. kilkukrotnie usiłowały podważyć wyłączność kompetencji Trybunału Konstytucyjnego do kontroli konstytucyjności ustaw.
Przejawem tych prób był choćby wyrok Sądu Najwyższego z 7 kwietnia 1998 r., I PKN 90/98, w którym Sąd Najwyższy stwierdził, iż sąd powszechny może dokonywać oceny konstytucyjności przepisów mających zastosowanie w sprawie, bowiem nie prowadzi to do naruszenia konstytucyjnie utrwalonego podziału kompetencji między sądami w Trybunałem Konstytucyjnym. Według poglądu Sądu Najwyższego wyrażonego w tym wyroku, sąd powszechny nie orzeka o zgodności przepisu prawa z Konstytucją, lecz jedynie odmawia zastosowania przepisu prawnego niezgodnego jego zdaniem z Konstytucją, co nie prowadzi do jego uchylenia i nie ma mocy powszechnie obowiązującej, a jedynie stanowi rozstrzygnięcie w indywidualnej sprawie, które nie wiąże innych sądów orzekających na podstawie tych samych przepisów. Sąd Najwyższy podkreślił, iż twierdzenie przeciwne jest sprzeczne z art. 8 ust. 2 Konstytucji, który zobowiązuje do bezpośredniego stosowania jej przepisów, przy czym przez pojęcie „stosowanie” należy przede wszystkim rozumieć sądowe stosowanie prawa. (por. też orzeczenia z 7 kwietnia 1999 r., I PKN 648/98, z 26 września 2000 r., III CKN 1089/00, z 4 lipca 2001 r., III ZP 12/01, czy z 29 sierpnia 2001 r., III RN 189/00).
Z kolei w wyroku z 24 października 2000 r., V SA 613/00, Naczelny Sąd Administracyjny twierdząc, że jego kognicja w ramach bezpośredniego stosowania konstytucji na podstawie art. 8 ust. 2 i art. 178 ust. 1 Konstytucji obejmuje również możliwość niezastosowania in concreto przepisu ustawy, oparł się na zasadzie lex superior derogat legi inferiori, wskazując, iż hierarchia źródeł prawa wymaga, by jako pierwsze stosować przepisy konstytucyjne, a co za tym idzie – nie stosować sprzecznych z nimi przepisów ustawowych. Według Naczelnego Sądu Administracyjnego sąd ma obowiązek zadać pytanie prawne Trybunałowi Konstytucyjnemu jedynie, jeśli ma wątpliwości co do konstytucyjności danego przepisu. Jeśli sąd tych wątpliwości nie ma, a jest przekonany o sprzeczności z Konstytucją danego przepisu, to nie pyta o to Trybunału Konstytucyjnego, ale sam odmawia jego zastosowania stosując bezpośrednio przepis konstytucyjny (analogicznie Naczelny Sąd Administracyjny w wyroku z 9 października 1998 r., SA 1246/98, i w uchwale z 12 października 1998 r., OPS 5/98, a także wyroku z 14 lutego 2002 r., I SA/Po 461/01, jak również Sąd Apelacyjny w Poznaniu w wyroku z 15 kwietnia 2003 r. I ACa 178/03).
Najbardziej wyrazistym w tej kwestii było postanowienie Sądu Najwyższego z 21 października 2003 r., SNO 59/05, w którym Sąd Najwyższy stanął na stanowisku, że wobec oczywistej sprzeczności danego przepisu ustawowego z normą konstytucyjną, której nie można usunąć wykładnią ustawy ten przepis zawierającej, nie istnieje konieczność występowania z pytaniem do Trybunału Konstytucyjnego, a sąd orzekający może samodzielnie odmówić stosowania tego przepisu jako niekonstytucyjnego. Powstałą w ten sposób lukę prawną sąd powinien uzupełnić wprost normą konstytucyjną, zgodnie z zasadą bezpośredniego stosowania Konstytucji.
Powyższe wyroki nie zmieniły nastawienia Trybunału Konstytucyjnego, a wydaje się, że wręcz utwierdziły go w poglądach o jego wyłącznej kompetencji oceny konstytucyjności ustaw. Co więcej, cytowane wcześniej orzeczenie Sądu Najwyższego z 2003 r. było ostatnią – do tzw. „kryzysu Trybunału Konstytucyjnego” w roku 2016 – próbą wyłamania się Sądu Najwyższego i Naczelnego Sądu Administracyjnego spod wyłączności Trybunału Konstytucyjnego w zakresie kontroli konstytucyjności ustaw.
- Sąd Najwyższy o bezpośredniej sądowej kontroli konstytucji jako podstawie uchylania wyroku i odpowiedzialności dyscyplinarnej
Już wyrokiem z 25 sierpnia 1994 r., I PRN 53/94 Sąd Najwyższy zaakceptował wyłączną kompetencję Trybunału Konstytucyjnego do kontroli konstytucyjności ustaw. Stanowisko to – pomijając tych kilka cytowanych powyżej orzeczeń – wyrażał przez lata wielokrotnie w sposób jednoznaczny i autorytarny, negując nawet własną (a nie tylko sądów niższego rzędu) kognicję w zakresie odmowy zastosowania przepisu ustawy z powodu jego niezgodności z Konstytucją (por. wyrok z 16 kwietnia 2004 r., I CK 291/03, czy uchwały z 17 maja 2005 r., SNO 21/05, i z 30 czerwca 2011 r., SNO 22/11).
Co więcej, Sąd Najwyższy uznał, że w przypadku wątpliwości co do konstytucyjności danego przepisu sąd orzekający ma obowiązek zwrócenia się do Trybunału Konstytucyjnego o przeprowadzenie kontroli w tym zakresie, a jeśli tego nie uczyni, wyrok podlega uchyleniu. Stanowisko to najbardziej jednoznacznie przedstawił w wyroku z 16 kwietnia 2004 r., I CK 291/03. W uzasadnieniu tego orzeczenia Sąd Najwyższy co prawda stwierdził, że mając na względzie podnoszone przez powoda wątpliwości co do zgodności z Konstytucją danego przepisu, istotnego przy orzekaniu, sąd nie mógł uchylić się od ich oceny. Przyznał także, iż nie ulega wątpliwości, że z art. 178 ust. 1 Konstytucji wyraźnie wynika, że sędziowie podlegają nie tylko ustawom, ale również Konstytucji, to zaś oznacza, iż w razie rozpoznawania konkretnej sprawy, szczególnie wtedy, gdy strona podnosi istnienie niezgodności pomiędzy przepisem ustawy a Konstytucją, sąd rozpoznający sprawę ma obowiązek zbadać, czy wskazany przepis jest zgodny z Konstytucją (na potrzebę takiego badania zwracał zresztą wielokrotnie już wcześniej uwagę, por. orzeczenia z 22 sierpnia 2000 r., III CZ 78/00, z 30 stycznia 2001 r., I CZ 123/00, z 29 maja 2001 r., I CKN 1151/00, z 7 listopada 2003 r., I CK 246/02, z 23 stycznia 2003 r., III RN 26/02, z 7 stycznia 2004 r., III CK 186/02, czy z 11 marca 2004 r., II UK 276/03). Nie oznacza to jednak możliwości sądu odmowy zastosowania przepisu niekonstytucyjnego. Według Sądu Najwyższego, jeżeli skutkiem takiej analizy, w ocenie sądu orzekającego, nie ma podstaw do twierdzenia, że dany przepis jest niezgodny z Konstytucją, sąd stosuje go i wydaje na jego podstawie orzeczenie, uzasadniając swoje rozumowanie w tym zakresie (a więc nie może milcząco przyjąć zgodności kwestionowanego przez stronę przepisu z Konstytucją), co podlega kontroli odwoławczej; jeżeli jednak nabierze wątpliwości, czy określony przepis jest zgodny z Konstytucją, a od odpowiedzi na to pytanie zależy rozstrzygnięcie sprawy, powinien, zgodnie z art. 193 Konstytucji, przedstawić Trybunałowi Konstytucyjnemu stosowne pytanie prawne. W przedmiotowym orzeczeniu Sąd Najwyższy przyjął wykładnię, że użyte w art. 193 Konstytucji określenie „może” należy rozumieć w ten sposób, iż to sąd określa, jaki jest stopień niezgodności danego przepisu z Konstytucją, i od jego oceny zależy, czy uznaje go za zgodny z Konstytucją. Jeżeli natomiast sąd dochodzi do wniosku, że istnieją uzasadnione wątpliwości co do zgodności przepisu z Konstytucją, to nie może sam tej niezgodności przesądzać. Zgodnie bowiem z art. 188 pkt. 1 Konstytucji tylko Trybunał ma kompetencję do orzekania o niezgodności ustawy z Konstytucją. Według Sądu Najwyższego brak przepisu, który taką kompetencję przyznawałby sądom, gdyż nie można jej wywodzić z art. 178 ust. 1 Konstytucji, przepis ten nie określa bowiem kompetencji sądu jako organu, lecz wyznacza zakres niezawisłości sędziów przy sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości. Sąd Najwyższy podkreślił, iż kompetencji danego organu nie można domniemywać, lecz muszą one mieć swoje wyraźne podstawy w ustawie, brak więc konkretnego przepisu przyznającego tę kompetencję innym instytucjom niż Trybunał Konstytucyjny, oznacza, że jego kompetencja w tym zakresie jest wyłączna. Co więcej, Sąd Najwyższy przyjął, że taka właśnie wykładnia przepisów Konstytucji sprzyja realizacji idei państwa prawa. W jego opinii trudno bowiem byłoby uznać za zgodne z zasadą państwa prawa sytuacje, w których na skutek uznania kompetencji sądów powszechnych do orzekania o niezgodności konkretnego przepisu z ustawą, istniałoby realne prawdopodobieństwo występowania różnych stanowisk w kwestii obowiązywania danego przepisu, a także możliwość wydania odmiennych orzeczeń w tym przedmiocie różnych sądów oraz sądu powszechnego i Trybunału Konstytucyjnego. Analogiczne stanowisko znalazło zresztą wyraz już w wielu wcześniejszych orzeczeniach Sądu Najwyższego (por. z 14 czerwca 2000 r., V CKN 1119/00, z 18 września 2002 r., III CKN 326/01, z 30 października 2002 r., V CKN 1456/00, z 27 marca 2003 r., V CKN 1811/00, czy z 6 listopada 2003 r. II CK 184/02), a także Naczelnego Sądu Administracyjnego (wyrok z 27 listopada 2000 r., II SA/Kr 609/98, czy uchwała z 12 czerwca 2002 r., OPS 6/00).
Również w późniejszych orzeczeniach Sąd Najwyższy podtrzymywał tę linię orzeczniczą. Co ciekawe, głosił ją także w orzeczeniach dyscyplinarnych (por. orzeczenia z 20 lutego 2007 r., SNO 6/07, z 20 marca 2008 r., SNO 15/08, z 2 kwietnia 2009 r., 485/08, z 27 stycznia 2010 r., II CSK 370/09, z 10 maja 2012 r, VI KZ 8/12, czy z 24 listopada 2015 r., II CSK 517/14). Co więcej, Sąd Najwyższy w sprawach dyscyplinarnych przyjął wprost, że konstytucyjna zasada niezawisłości sędziowskiej nie pozwala sędziemu na ignorowanie przepisów ustawy, nawet z powodu ich stwierdzonej przez niego niekonstytucyjności, lecz w ramach realizowania funkcji orzeczniczej jedynie chroni jego prawo do popełniania błędów (czyli zastosowania przepisów niekonstytucyjnych, które uznał samodzielnie za konstytucyjne, bez zwrócenia się z pytaniem do Trybunału Konstytucyjnego), które powinny być korygowane w trybie kontroli instancyjnej stosownie do treści art. 176 ust. 1 Konstytucji, przewidującego dwuinstancyjność postępowania sądowego (por. wyrok z 22 lutego 2007 r., SNO 6/07, czy uchwała o mocy zasady prawnej z 20 grudnia 2007 r., I KZP 37/07). W wyroku z 13 października 2015 r., SNO 59/15, Sąd Najwyższy wyraził ten pogląd bardzo dobitnie słowami, że fakt, iż zgodnie z dyspozycją art. 178 ust. 1 Konstytucji sędziowie w sprawowaniu swojego urzędu są niezawiśli i podlegają tylko Konstytucji oraz ustawom, „oznacza, że niezastosowanie przez sędziego obowiązujących przepisów ustawy lub błędne ich zastosowanie, nie jest objęte sferą swobody orzekania wynikającej z niezawisłości sędziowskiej”. Taką samą wykładnię podtrzymywał również Naczelny Sąd Administracyjny (por. wyroki z 21 stycznia 2011 r., I OSK 101/10, czy z 10 lutego 2011 r., II OSK 269/10).
Powyższe poglądy zostały również powszechnie przyjęte w doktrynie (por. m.in. A. Mączyński, Bezpośrednie stosowanie Konstytucji przez sądy, PiP 2000, z. 5; A. Wasilewski, Przedstawianie pytań prawnych Trybunałowi Konstytucyjnemu przez sądy (art. 193 Konstytucji RP), PiP 2000, z. 5; St. Rudnicki, Glosa do wyroku SN z 7 kwietnia 1998 r., I PKN 90/98, MP 2001, nr 11, L. Garlicki, Polskie prawo konstytucyjne. Zarys wykładu, Warszawa, 2007; L. Garlicki, Trybunał Konstytucyjny a wejście w życie nowej Konstytucji, PiP 1997, z. 11-12, L. Garlicki, Trybunał Konstytucyjny a sądownictwo, PS, 1998, nr 1; B. Nita, Trybunał Konstytucyjny a proces karny, 1999; B. Nita, Bezpośrednie stosowanie konstytucji a rola sądów powszechnych w ochronie konstytucyjności prawa, PiP, 2002, z. 9; B. Nita, Glosa do uchwały Sądu Najwyższego z 4 lipca 2001 r, (III ZP 12/01), PS, 2002, nr 5; A. Wasilewski, Władza sądownicza w Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej, PiP, 1998, z. 7; A. Wasilewski, Pytania prawne do Trybunału Konstytucyjnego. Problemy interpretacyjne na tle art. 193 Konstytucji RP, PS, 2000, nr 5; S. Wronkowska, W sprawie bezpośredniego stosowania Konstytucji, PiP, 2001, z. 9; M. Haczkowska, Zasada bezpośredniego stosowania konstytucji w działalności orzeczniczej sądów, Przegląd Sejmowy, 2005, nr 1; A. Zoll, Związanie sędziego ustawą, w: J. Trzciński, A. Jankiewicz (red.) Konstytucja i gwarancje jej przestrzegania. Księga pamiątkowa ku czci prof. Janiny Zakrzewskiej, Warszawa, 1996; K. Kolasiński, Orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego a orzecznictwo sądowe, PiP, 1998, z. 6).
Najbardziej spektakularnym wyrokiem Sądu Najwyższego – Sądu Dyscyplinarnego podkreślającym ten sposób interpretacji Konstytucji jest orzeczenie z 13 kwietnia 2015r., SNO 13/15, w którym uznano wprost rozproszoną kontrolę konstytucji dokonywaną przez sędziego sądu rejonowego za przewinienie dyscyplinarne. W przedmiotowej sprawie sędziemu zarzucono wśród trzech czynów także zachowanie polegające m.in. na tym, że wydawał w prowadzonych przez siebie postępowaniach przeciwko ZUS zarządzenia podważające prawidłową reprezentację tego organu bazując na stanowisku wyrażonym w artykule prof. Inetty Jędrasik-Jankowskiej, iż regulacja ustawowa narusza konstytucyjną zasadę równości ubezpieczonych, a także że żądał od ZUS odniesienia się do treści tego artykułu, a po uzyskaniu odpowiedzi, kierował do pełnomocnika ZUS pytanie, czy ZUS uważa, że Konstytucja nie jest prawem bezpośrednio stosowalnym, i dalsze zobowiązanie do odniesienia się do tego artykułu. W pierwszym orzeczeniu Sąd Apelacyjny uniewinnił sędziego od zarzutu zawierającego m.in. opis powyższych zachowań, gdyż Sąd Dyscyplinarny nabrał wątpliwości, czy zachowania takie wyczerpują znamiona przewinienia dyscyplinarnego.
Uchylając wyrok w tym zakresie właśnie orzeczeniem z 13 czerwca 2015 r., Sąd Najwyższy wprost wskazał, iż niezawisłość sędziowska wynikająca z art. 178 ust. 1 Konstytucji „jest definiowana nie tylko jako przyznana sądownictwu niezależność, ale i jako osobista relacja sędziego sprawującego wymiar sprawiedliwości do otaczającej go rzeczywistości, determinowana tylko przepisami Konstytucji i ustaw. W tej płaszczyźnie oznacza to więc, że sędzia w sprawowaniu swojego urzędu nie jest niezawisły od ustawy, przeciwnie, ustawa determinuje jego czynności w sensie bezwzględnym, przy czym w istocie chodzi o podporządkowanie sędziego całemu, w zasadzie, systemowi źródeł obowiązującego prawa. Podporządkowanie sędziego ustawie należy rozumieć jako postulat praworządności decyzji, a nie postulat uczestnictwa sądu w tworzeniu prawa. (…) Prawo do twórczej wykładni niewątpliwie nie stanowi dla sędziego podstawy do dowolnego kształtowania treści interpretowanych przepisów prawa. Sędzia ma prawo i obowiązek identyfikacji treści przepisów, ale z uwzględnieniem podstawowych zasad prawa, jak i znanych metod wykładni i tych granic nie może przekroczyć. (…) Konstytucja, stanowiąc prawo nadrzędne, zawierające wzorce kontroli dla działania władz, funkcjonowania praw i wolności, nie jest jednak jednocześnie, co do zasady, samoistnym źródłem oznaczonych uprawnień materialnych i procesowych obywateli. Ogólne wskazania Konstytucji, adresowane w tym wypadku do ustawodawcy, nie pozwalają na wydawanie na ich podstawie indywidualnych rozstrzygnięć. Jej dyrektywy doznają konkretyzacji w ustawodawstwie „zwykłym” i dopiero te normy prawa stanowionego są podstawą rozstrzygania sporów sądowych. Wyrażona w art. 8 ust. 2 Konstytucji zasada jej bezpośredniego stosowania oznacza obowiązek sądu orzekania w zgodzie z priorytetami ustanowionymi w Konstytucji. W razie zastrzeżeń co do zgodności ustaw „zwykłych” z Konstytucją, specjalny tryb przewidziany w art. 188 Konstytucji pozwala na wyeliminowanie z obrotu prawnego norm prawnych niekonstytucyjnych. Dopóki jednak nie zostanie stwierdzona przez Trybunał Konstytucyjny niezgodność określonego aktu normatywnego z Konstytucją, dopóty ten akt podlega stosowaniu. Tak więc podstawą odmowy stosowania przez sąd przepisów ustawowych nie może być zasada bezpośredniego stosowania Konstytucji. Bezpośredniość stosowania Konstytucji nie oznacza bowiem kompetencji sądu powszechnego (ani innego organu powołanego do stosowania prawa) do kontroli konstytucyjności obowiązującego ustawodawstwa. Orzekanie w tych sprawach to wyłączna kompetencja Trybunału (art. 188 Konstytucji). W konsekwencji, związanie sędziego ustawą (art. 178 ust. 1 Konstytucji) obowiązuje dopóty, dopóki ustawie tej przysługuje moc obowiązująca.”
Po ponownym rozpatrzeniu sprawy Sąd Apelacyjny uznał sędziego winnego przedmiotowego przewinienia dyscyplinarnego, umorzył jednak postępowanie w zakresie wymierzenia mu kary, mając na uwadze przedawnienie przedmiotowego przewinienia. Będąc związany dokonaną przez Sąd Najwyższy wykładnią art. 8 ust. 2 i art. 178 ust. 1 Konstytucji wskazującą, iż zasada bezpośredniego stosowania Konstytucji nie uchyla zasady związania sędziego ustawą i zobowiązuje go do jej stosowania, Sąd Apelacyjny nie dokonywał już samodzielnej interpretacji tych przepisów i nie odniósł się do podniesionych przez obwinionego zarzutów w tym zakresie. W uzasadnieniu swojego orzeczenia wskazał natomiast wyraźnie, iż jednym z zachowań świadczących o naruszeniu godności urzędu sędziego było samodzielne dokonanie oceny zgodności art. 74 ust. 5 ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych z art. 92 ust. 1 Konstytucji i uznanie go za niezgodny z tym przepisem konstytucyjnym, wbrew orzecznictwu sądów administracyjnych i stanowisku Trybunału Konstytucyjnego zawartym w uzasadnieniu wyroku z 29 listopada 2004 r., K 7/04, w którym Trybunał orzekł pozytywnie o zgodności z art. 92 ust. 1 Konstytucji m.in. art. 97 ust. 2 ustawy z dnia 6 kwietnia 1990 r. o Policji, stanowiącego delegację ustawową do wydania rozporządzenia, który nie zawierał (analogicznie jak art. 74 ust. 5 ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych) sprecyzowanych wytycznych co do treści aktu wykonawczego.
Wyrokiem z 16 czerwca 2016 r., SNO 21/16, Sąd Najwyższy utrzymał w mocy przedmiotowe orzeczenie, odciął się jednak od stwierdzenia, że przedmiotem oceny Sądu Dyscyplinarnego było prawo sędziego do realizowania własnej koncepcji orzeczniczej, prawo do dokonywania wykładni obowiązujących przepisów prawa w zgodzie z Konstytucją, czy wreszcie bezpośrednie stosowanie przez niego Konstytucji. Wręcz przeciwnie, podkreślił, iż stawiane mu zarzuty nie dotyczyły jego orzeczeń merytorycznych, a więc nie wkraczały w sferę jego niezawisłości, ale odnosiły się do wielokrotnie powtarzanych, świadomie i celowo wydawanych przez niego zarządzeń zobowiązujących organ rentowy do składania dokumentów, przedstawiania informacji i wyjaśnień, komentowania poglądów doktryny albo do prezentowanych przez samego sędziego koncepcji bezpośredniego stosowania Konstytucji, które nie prowadziły do wyjaśnienia istotnych okoliczności sprawy ani do merytorycznego rozstrzygnięcia sporu, lecz przedłużały postępowanie i z tego względu były szkodliwe dla stron, gdyż naruszały ich prawo do rozpoznania sprawy w rozsądnym terminie, oraz podważały w odczuciu społecznym zaufanie do sądu i autorytet wymiaru sprawiedliwości.
Mimo takiej interpretacji Sądu Najwyższego w drugim wyroku w przedmiotowej sprawie, „mleko się już rozlało” – do świadomości sędziów, a jak widać również ze stanowisk Prokuratora Krajowego i Wiceministra Sprawiedliwości, także i organów władzy wykonawczej, doszło przesłanie, że sędzia może zostać ukarany dyscyplinarnie za rozproszoną kontrolę Konstytucji.
Obecnie orzekającym w Polsce sędziom od dziesiątków lat wbijano do głowy, na bazie powyższej omówionego orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego i Naczelnego Sądu Administracyjnego, a także przytoczonych wystąpień doktryny, że nie ulega wątpliwości, iż polski system prawa opiera się na domniemaniu konstytucyjności norm ustawowych, obalalnym jedynie wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, a oni sami są związani ustawą dopóty, dopóki Trybunał ten nie stwierdzi odmiennie. Co więcej, uczono ich, że norma ustawowa ma moc obowiązującą nawet po stwierdzeniu jej niekonstytucyjności, jeśli Trybunał Konstytucyjny odroczył termin jej uchylenia. Co prawda, w odniesieniu do tej ostatniej sytuacji, a więc przy stwierdzonej niekonstytucyjności normy i odroczeniu terminu jej uchylenia, Trybunał Konstytucyjny przyznał, że domniemanie konstytucyjności danej normy zostało już obalone, ale obowiązuje konstytucyjna zasada intertemporalna, która pozwala sądom wybrać, czy tę normę będą stosowały w konkretnej sprawie, czy odmówią jej stosowania (por. wyroki TK z 29 października 2002 r., P 19/01, z 6 kwietnia 2005 r., SK 8/04 i z 13 marca 2007 r., K 8/07, jak też SN z 21 września 2005 r., I KZP 16/05, czy NSA z 26 października 2016 r., II OSK 132/15). Paradoksalnie, takie stanowisko Trybunału Konstytucyjnego pozwala wprost sędziom stosować normę uznaną za niekonstytucyjną, choć na szczęście nie zmusza ich do tego. W ten sposób przyzwyczajono sędziów do stosowania norm oczywiście niekonstytucyjnych i wyuczono bierności konstytucyjnej – jeśli bowiem samodzielna ocena konstytucyjności ustawy miała się dla sędziego zakończyć uchyleniem wyroku (podobnie zresztą jak brak pytania do Trybunału Konstytucyjnego w przypadku powstałych wątpliwości), a może nawet postępowaniem dyscyplinarnym, to lepiej w ogóle na ustawę nie patrzyć przez pryzmat Konstytucji, a jeśli już nie da się tego uniknąć, choćby z powodu inicjatywy strony, to wygodniej uznać jej konstytucyjność bez żadnych co do tego wątpliwości (bo w tym zakresie niezawisłość sędziowska z pewnością przyznaje sędziemu prawo do błędu).
Każdy pedagog wie, że repetitio mater studiorum est, czyli jeśli dana teza powtarzana jest w wielu orzeczeniach i tekstach, przez wielu autorów, lepiej zostanie zapamiętana i przyswojona, a wręcz uznana za prawdziwą i niepodważalną. Każdy psycholog – szczególnie behawiorysta – potwierdzi, że nawet przysłowiowego psa można wyuczyć pożądanego zachowania, jeśli używać się do tego będzie przez pewien czas odpowiednio silnych bodźców. Przy bardzo silnym bodźcu awersyjnym wystarczyć może nawet jednorazowe jego zastosowanie, by osiągnąć oczekiwany wynik. Nie ulega wątpliwości, że dla sędziów takim absolutnie negatywnym i bardzo silnym bodźcem jest świadomość możliwości odpowiedzialności dyscyplinarnej. Wyrokiem z 13 czerwca 2015 r. Sąd Najwyższy zapalił w głowach wszystkich polskich sędziów mocne czerwone światło i włączył przeraźliwy dzwonek, silniejsze niż wszystkie nieprzyjemne bodźce, którym poddawał swoje psy Pawłow i jego następcy. Co prawda, w monumentalnym dziele „Wykładnia i stosowanie prawa w procesie opartym na Konstytucji” (CH Beck, Warszawa 2017) M. Gutowski i P. Kardas uznali to orzeczenie za niechlubne i szkodliwe (s. 636), a w wyroku z 16 czerwca 2016 r. sam Sąd Najwyższy wyparł się wcześniejszego stanowiska. Pozostaje jednak otwarte pytanie, czy te głosy będą na tyle przekonujące, by odczarować w całym środowisku sędziowskim skutecznie wyuczoną awersję przed samodzielnym stosowaniem Konstytucji, w szczególności gdy po drugiej stronie brzmią głosy Prokuratora Krajowego i Wiceministra Sprawiedliwości, że dotychczasowa dominująca teoria o zakazie bezpośredniego stosowania Konstytucji pozostaje w pełni obowiązująca.
Sędziowie mają olbrzymią wiedzę i są grupą społeczną o najwyższym poziomie inteligencji, uczą się więc szybko i efektywnie. Jednakże – jak każdy z nas – im szybciej i głębiej przyswoili dany sposób myślenia czy funkcjonowania, tym trudniej ich będzie tego oduczyć i przekonać, że prawda leży jednak po zupełnie innej stronie barykady niż wmawiano im do tej pory (w szczególności, jeśli te nowe prawdy głoszą osoby, które poprzednio zajmowały odwrotne stanowisko).
Nie może więc dziwić, ani tym bardziej oburzać, że część sędziów wciąż preferuje zwracanie się z pytaniami do Trybunału Konstytucyjnego, niż rozproszoną kontrolę konstytucyjności ustaw (por. https://www.fssm.pl/ustawa-represyjna-w-tk_-co-dalej). Nie da się ukryć, że bezpośrednie stosowanie Konstytucji wymaga odwagi, nie tylko cywilnej (przeciwstawienia się stanowisku Ministra Sprawiedliwości i Trybunału Konstytucyjnego), ale także merytorycznej – obalenia dotychczas obowiązujących autorytetów, w których słuszność się wierzyło (jak Sąd Najwyższy, Trybunał Konstytucyjny, czy znane nazwiska większości doktryny). Na szczęście, coraz więcej sędziów przełamując prawo Pawłowa taką odwagę i mądrość w sobie odnajduje i to mimo realnie grożących im sankcji (np. wyrok Sądu Okręgowego we Wrocławiu z 15 maja 2015 r., V2 Kow/owz 205/15, wyrok Sądu Najwyższego z 17 marca 2016 r., V CSK 413/15, wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Krakowie z 18 listopada 2016 r., II SA/Kr 1078/16, wyrok Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu z 22 lutego 2017 r., II AKz 70/17, wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Poznaniu z 8 marca 2017 r, II SA/Po 1034/16, wyrok Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu z 27 kwietnia 2017 r., II Aka 213/16). Warto mieć świadomość, że w swoim działaniu mają oni oparcie nie tylko na kilku wcześniej wspomnianych wyrokach, czy we wzmiankowanym dziele Gutowskiego i Kardasa z 2017 r., ale także na dużo starszych choć co prawda nielicznych publikacjach przedstawicieli nauki prawa konstytucyjnego i administracyjnego.
- Za rozproszoną kontrolą konstytucyjności – wczoraj i dziś
Pogląd, że istnienie Trybunału Konstytucyjnego jako organu kontroli konstytucyjności nie wyłącza możliwości orzekania o niekonstytucyjności danego przepisu także przez sądy, które dochodząc do takiego wniosku odmawiałyby jego stosowania w konkretnym przypadku, przepis pozostawałby jednak w systemie prawa, była reprezentowana w doktrynie od wielu lat (por. W. Sanetra, Sąd Najwyższy w systemie wymiaru sprawiedliwości, Przegląd Sądowy, 1997, nr 8, s. 13; A. Wróbel, Glosa do wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 4 października 2000 r. (P 8/2000), Przegląd Sejmowy, 2001, nr 6, s. 96; A. Preisner, Dookoła Wojtek Jeszcze o bezpośrednim stosowaniu Konstytucji RP, w: L. Garlicki, A. Szmyt (red.), Sześć lat Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej. Doświadczenia i inspiracje, Warszawa, 2003, s. 239; W. Sługiewicz, Konstytucyjne aspekty funkcjonowania sądów powszechnych, Przegląd Sądowy, 2000, nr 2, s. 30; R. Hauser, J. Trzciński, Prawotwórcze znaczenie orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego w orzecznictwie Naczelnego Sądu Administracyjnego, Lexis Nexis, Warszawa, 2008, s. 22 i n.), choć dużo rzadziej niż przedstawiony powyżej pogląd o wyłączności kompetencji Trybunału Konstytucyjnego w tym zakresie.
Autorzy stojący na tym stanowisku podkreślają trzy aspekty – wynikającą z samej Konstytucji zasadę jej bezpośredniego stosowania (art. 8 ust. 2), zasadę oparcia sędziego w orzekaniu na Konstytucji (art. 171 ust. 1) oraz zasadę wyższości normy konstytucyjnej nad normą ustawową.
Gutowski i Kardas przyznając, że kwestia rozproszonej kontroli konstytucyjności stanowiła na przestrzeni ostatnich 20 lat przedmiot zasadniczych kontrowersji, co doprowadziło do rozbieżności stanowisk w tym względzie i – w konsekwencji – do marginalizacji tego sposobu stosowania Konstytucji i do odmawiania sądom powszechnym oraz sądom administracyjnym prawa do jej bezpośredniego stosowania, jednoznacznie wskazują, iż sądy kompetencję tę posiadają, gdyż bezpośrednio przyznaje im ją sama Konstytucja (Gutowski, Kardas, s. 26). Sądy nie tylko mogą stosować Konstytucję, ale wręcz – mając na uwadze treść art. 8 ust. 2 i art. 171 ust. 1 Konstytucji – mają obowiązek badania konstytucyjności norm i nie wolno im się od takiej kontroli uchylić (A. Gomułowicz, Aspekt prawotwórczy sądownictwa administracyjnego, Wolters Kluwer, Warszawa, 2008, s. 46-47). Ten obowiązek badania konstytucyjności normy ustawowej wynika także z faktu, że norma konstytucyjna jest zawsze hierarchicznie wyższa od normy ustawowej, sądowi po prostu nie wolno stosować przepisu ustawowego sprzecznego z Konstytucją – przy zaistnieniu więc wątpliwości co do jej konstytucyjności po prostu musi to zweryfikować, by nie ponieść ryzyka zastosowania normy niekonstytucyjnej (Gutowski, Kardas, s. 632).
W sytuacjach, gdy w wyniku takiego badania sąd dojdzie do przekonania, że nie istnieje możliwość dokonania wykładni ustawy w sposób zgodny z Konstytucją, a ujawniająca się sprzeczność ustawy w Konstytucją jest oczywista, pod pewnymi warunkami Konstytucja może stanowić podstawę do odmowy zastosowania sprzecznego z nią przepisu jako podstawy rozstrzygnięcia wydawanego przez sąd (Gutowski, Kardas, s. 23). Sędzia ma wtedy obowiązek nie stosować normy ustawowej, a oprzeć rozstrzygnięcie wprost na normie konstytucyjnej, o ile dana norma nadaje się do bezpośredniego stosowania, tzn. jest sformułowana z minimalną dozą jednoznaczności i precyzji (L. Garlicki, Bezpośrednie stosowanie Konstytucji, [w:] Konstytucja RP w praktyce, Warszawa 1999, s. 14), a równocześnie – sama nie odsyła do uregulowania ustawowego. Jedynie, gdy nie istnieje żadna norma konstytucyjna, którą można by zastosować w danym przypadku, albo istniejąca norma konstytucyjna nie jest bezpośrednio stosowalna, to nie można odmówić zastosowania niekonstytucyjnego przepisu ustawowego, gdyż w innej sytuacji mielibyśmy do czynienia z niedopuszczalnym prawotwórstwem sądowym (Gutowski, Kardas, s. 715).
Jeśli, dokonawszy analizy konstytucyjności normy sąd nie ma wątpliwości co do niezgodności danego przepisu z Konstytucją i istnieje możliwość bezpośredniego zastosowania przepisu konstytucyjnego, nie zachodzi obowiązek skierowania przez sąd pytania do Trybunału Konstytucyjnego (R. Hauser, J. Trzciński, Prawotwórcze znaczenie orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego w orzecznictwie Naczelnego Sądu Administracyjnego, Lexis Nexis, Warszawa, 2008, s. 26). Wyłącznie gdy sąd nie ma głębokiego przekonania o oczywistej niekonstytucyjności normy ustawowej, to powinien skierować pytanie do Trybunału Konstytucyjnego (Gutowski, Kardas, s. 625). W innych przypadkach może ale nie musi przedstawić dane zagadnienie Trybunałowi Konstytucyjnemu, gdyż sformułowanie w art. 193 Konstytucji „może” oznacza możliwość, a nie obowiązek. Jeśli więc sędzia jest przekonany o niekonstytucyjności danej normy, może wydać samodzielnie orzeczenie oparte na zarzucie jej niekonstytucyjności, bez zwracania się do Trybunału Konstytucyjnego (Gomułowicz, s. 46-47). Oczywiście takie zastosowanie ma wyłącznie wymiar konkretny, zindywidualizowany do danej sprawy i nie wpływa na powszechne obowiązywanie danego przepisu ustawowego (Gutowski, Kardas, s. 706). Czyli każda kolejna osoba, której prawa zostaną naruszone w wyniku obowiązywania przepisu niekonstytucyjnego, musi uzyskać wyrok sądowy, w którym sąd rozważy i oceni konstytucyjność tej normy w nowym stanie faktycznym. Wynika to z faktu, że wyłącznie rozstrzygnięcie Trybunału Konstytucyjnego jest wiążące dla wszystkich podmiotów i organów w każdej sprawie (Gutowski, Kardas, s. 23), mocy takiej nie mają orzeczenia ani sądów powszechnych, ani sądów administracyjnych, ani Sądu Najwyższego.
Gutowski i Kardas taką łączoną kontrolę konstytucyjności ustaw – powszechną przez Trybunał Konstytucyjny i indywidualną przez sąd w danym postępowaniu – nazywają mieszanym modelem kontroli konstytucyjności (Gutowski, Kardas, s. 25). Co więcej, autorzy ci deklarują, że taka postawa sądów jest obowiązkowa i konieczna wobec kryzysu wokół Trybunału Konstytucyjnego i stanowiącej jego wyraz dysfunkcjonalności tej instytucji. Te nadzwyczajne okoliczności powodują, według Gutowskiego i Kardasa, że zachodzi konieczność zmiany podejścia do modelu kontroli konstytucyjności prawa oraz uznania, że skoro Trybunał Konstytucyjny nie może sprawować we właściwy sposób oceny konstytucyjności prawa, to na zasadzie stanu wyższej konieczności zadanie to muszą przejąć sądy powszechne oraz sądy administracyjne, a w konsekwencji Sąd Najwyższy i Naczelny Sąd Administracyjny (Gutowski, Kardas, s. 21). Podobnie uzasadnienie legalności kontroli konstytucyjności ustaw przez sądy powszechne wskazał Sąd Najwyższy w orzeczeniu z 23 marca 2016 r., II CZP 102/15, pisząc, iż co prawda rozstrzyganie o zgodności ustawy z konstytucją należy do kompetencji Trybunału Konstytucyjnego, jednak założenie to jest aktualne jedynie, dopóki Trybunał Konstytucyjny może realizować swe funkcje, co obecnie nie ma miejsca.
Te ostatnie stwierdzenia wskazują na czysto polityczną motywację wycofania się obu autorów oraz Sądu Najwyższego z dominującej poprzednio powszechnie doktryny o wyłącznych uprawnieniach Trybunału Konstytucyjnego, na zasadzie – jeśli Trybunał Konstytucyjny jest niekonstytucyjny, to uznajmy legalność rozproszonego badania konstytucyjności przez sądy. Osobiście mi taka motywacja nie odpowiada. Według mnie Konstytucja jest w tym zakresie jednoznaczna i nakazuje wprost jej bezpośrednie stosowanie, nie tylko przez sądy, ale przez wszystkie organy i wszystkich obywateli. Sam Trybunał Konstytucyjny oraz doktryna prawa nie przewidzieli, że Polska może się znaleźć w sytuacji, gdzie będą istniały wątpliwości co do konstytucyjności organu uprawnionego do oceny konstytucyjności wszystkich norm ustawowych w kraju (a więc także norm odnoszących się do własnej instytucji). Tym samym Trybunał Konstytucyjny stał się ofiarą własnej chciwości kompetencji, a wszyscy poprzedni gloryfikatorzy jego wyłączności w tym zakresie muszą połknąć żabę własnych poglądów. Tyle że godność naukowca i sędziego wymaga, by się po prostu przyznać do błędu, a nie wzywać sędziów do przeciwstawiania się wbijanym im do głowy przez dziesiątki lat poglądom w imię stanu wyższej konieczności. Po prostu, stwierdzić należy z pokorą, że teoria o centralizacji kontroli konstytucyjności ustaw wyłącznie w rękach Trybunału Konstytucyjnego i o bezpośredniości stosowania Konstytucji jedynie przez Trybunału Konstytucyjnego była sprzeczna z Konstytucją.
Jak opowiada prof. M. Płatek, usłyszała ona będąc studentką – a więc jeszcze w czasach socjalistycznych – że „Konstytucja jest po to, aby być, nie po to, by ją stosować” (M. Płatek, Wykładnia prawa a konstytucja, w: P. Winczorek (red.), Teoria i praktyka wykładni prawa, Liber, Warszawa, 2005, s. 143). To zdanie słyszeli sędziowie, prokuratorzy, adwokaci i radcy prawni przez ostatnie dziesięciolecia. Słyszeli je z ust swoich profesorów, autorytetów doktryny i orzeczeń sądowych. W końcu nadszedł czas, tę pseudo-prawdę obalić i głęboko zakopać w mrokach historii. I, by wszystkie organy władzy publicznej zaczęły Konstytucję stosować wprost i na jej bezpośrednio stosowalnych przepisach opierać swoje wyroki czy decyzje.
Dodatkowo promując swoją tezę o braku bezpośredniego stosowania Konstytucji, Prokurator Krajowy w cytowanym na wstępie piśmie wskazał, że nie należy stosować wykładni prokonstytucyjnej wobec przepisów, które są jasne i jednoznaczne, a więc wykładni nie po prostu nie wymagają, zgodnie z zasadą clara sunt non interpretanta.
W tym miejscu warto przypomnieć, że zasada ta nie była znana w okresie międzywojennym, ale zaczęła się pojawiać dopiero po 1956 r. (M. Zieliński, Podstawowe zasady współczesnej wykładni prawa, w: Winczorek (red.), dz. cyt., s. 118), a więc jest zasadą prawa i procesu socjalistycznego, a nie zasadą państwa prawa, i już tylko z tego powodu powinna zostać odrzucona. Co więcej, mankamentem tej zasady wskazywanym przez Zielińskiego jest jej enigmatyczne sformułowanie, które wskazywałoby na konieczność akceptacji stosowanego przepisu w sposób bezrefleksyjny w przypadku subiektywnej pewności co do jego treści, bez zastanowienia (a więc właśnie wykładni) nad jego sensem i znaczeniem, co może prowadzić paradoksalnie do utraty ochrony przez uprawnione podmioty, jeśli nie wynika ona wprost z danego przepisu, a dałaby się z wyinterpretować w drodze jego wykładni (Zieliński, s. 119). Zgodzić się należy z prof. E. Łętowską, że w obrocie prawnym mamy do czynienia nie z prawem jako takim, lecz zawsze tylko z jego odczytaniem przez aktorów życia społecznego (E. Łętowska, O nauczaniu opisowej wykładni prawa, w: P. Winczorek (red.), dz. cyt., s. 246), tak więc odczytywanie przepisów bez ich interpretacji w ogóle w praktyce nie ma miejsca. Z powyższych powodów doktryna prawnicza dawno promowała eliminację tej zasady z polskiej kultury prawnej (M. Zieliński, Aspekty zasady clara non sunt interpretanda, w: S. Wronkowski, M. Zieliński (red.), Szkice z teorii prawa i szczegółowych nauk prawnych, Poznań, 1990, s. 186). Odeszło od niej także w znacznym stopniu orzecznictwo (przynajmniej karne) Sądu Najwyższego (S. Zabłocki, Wykładnia a pytania prawne, w: P. Winczorek (red.), dz. cyt., s. 335).
Zresztą paradoksalnie, jeśliby zastosować zasadę clara non sunt interpretanda do samej Konstytucji, to trudno o bardziej jednoznaczny zapis niż art. 8 ust. 2 stanowiący zasadę bezpośredniego jej stosowania. Tam, gdzie legislator nie przewidział jej bezpośredniego zastosowania, sama Konstytucja głosi, że szczegóły pozostawia ustawie. Wszystkie inne jej normy muszą być stosowane wprost, ewentualna jasność przepisów ustawowych tej sytuacji nie zmienia, gdyż jako podlegające hierarchicznie Konstytucji po prostu nie mogą być stosowane, jeśli są z nią sprzeczne.
Na zakończenie warto zacytować prof. A. Gomułowicza, który literalnie wymienia, co musi stanowić podstawę dobrego stosowania prawa i bez czego prawo przestaje służyć człowiekowi – sprawiedliwość i wartości etyczne praw człowieka: „Sprawiedliwość zawsze musi stanowić cechę dobrego prawa i jednocześnie musi być podstawowym kryterium oceny prawa” (Gomułowicz, s. 121). „Pozostawienie na uboczu standardów etycznych i wartości aksjologicznych może sprawić, że sędzia zgubi to, co jest istotą prawa. A tę istotę stanowi konieczność respektowania wartości aksjologicznych związanych z naturalnymi, niezbywalnymi prawami człowieka. To sędzia jest i musi być gwarantem takiego stosowania prawa, które pozwala realizować ideę sprawiedliwości” (Gomułowicz, s. 73). Niestety, trudno pozbyć się wrażenia, że obecne władze wykonawcza i ustawodawcza o tych wartościach zapomniały. Oby nie uczynił tego żaden polski sędzia i żaden polski prokurator! Obym nigdy nie zapomniała o tym ja sama!
dr Małgorzata Szeroczyńska
prokurator Prokuratury Rejonowej w Żyrardowie