Ostatni wywiad. Rozmowa z Andrzejem Jackiem Kauczem, byłym zastępcą prokuratora generalnego – Tygodnik Angora (nr 14/2019)
Za zgodą redakcji przedstawiamy rozmowę, jaką z prok. Andrzejem Kauczem przeprowadził dziennikarz Tygodnika Angora Paweł Pluta. Wywiad został opublikowany w numerze 14 tygodnika.
Prokurator Andrzej Jacek Kaucz. Wybitny fachowiec, legalista. Silna osobowość, dynamiczny, otwarty na świat i ludzi. Karierę zawodową zaczynał w połowie lat 70. Potem trafił do specjalnego zespołu prokuratorów powołanego w ramach Prokuratury Rejonowej Wrocław-Śródmieście – tzw. brygady tygrysów, zajmującej się przestępczością gospodarczą.
Jacek Kaucz oskarżał m.in. legendę „Solidarności” Władysława Frasyniuka, który po latach na łamach „Gazety Wyborczej” przyznał: „Dziś uważam, że jak nikt inny wykorzystał drugą szansę, jaką dostał… W czasie mojego pobytu w areszcie Kaucz dwukrotnie uchronił mnie przed prowokacją SB”.
Jacek Kaucz pełnił kierownicze stanowiska po 1990 roku, łącznie z funkcją zastępcy prokuratora generalnego i prokuratora krajowego (2001 r.). Pracował także w Ministerstwie Sprawiedliwości. W 2010 roku jako jedyny prokurator Prokuratury Krajowej nie przeszedł w stan spoczynku (z gwarancją emerytury w wysokości 100 proc. pensji), bo… chciał pracować – nawet na niższym stanowisku. Praca w prokuraturze była bowiem jego pasją.
W stan spoczynku przeszedł dopiero po przejęciu władzy przez Prawo i Sprawiedliwość w 2016 roku. Był współzałożycielem Stowarzyszenia Prokuratorów „Lex super omnia” (z łac. „Prawo ponad wszystkim”). Do końca swoich dni walczył o odpolitycznienie prokuratury oraz respektowanie niezależności prokuratorów. Zmarł 21 marca w wieku 67 lat.
– Jak to jest z tym prawem i sprawiedliwością w Polsce rządzonej przez Prawo i Sprawiedliwość?
– Charakterystyczna jest szybkość stanowienia prawa przez rządzącą partię oraz sposób procesu legislacyjnego kluczowych ustaw. Te dotyczące Trybunału Konstytucyjnego, prokuratury, sądów powszechnych, Sądu Najwyższego, Krajowej Rady Sądownictwa zostały stworzone jako projekty poselskie, żeby ominąć inną ścieżkę legislacyjną, np. jako projekty rządowe. Dlaczego? Bo wówczas nie ma konieczności przeprowadzenia konsultacji międzyresortowych. Nie wypowiadają się organizacje prawnicze. Powstaje projekt, który zostaje objawiony wieczorową porą – to obecnie taka moda przy Wiejskiej. Potem błyskawicznie zajmuje się nim Komisja Sprawiedliwości, ze sprawnym jedynie organizacyjnie i sprytnym Stanisławem Piotrowiczem na czele. Notabene prokuratorem w stanie wojennym. Analiza ustaw uchwalonych tą ścieżką przez Sejm, a zawetowanych nawet przez prezydenta Andrzeja Dudę, wykazała, że są one obarczone wieloma błędami i sprzeczne z konstytucją. Ale to temat na odrębną rozmowę.
– Co takiego złego jest w ustawie o reformie sądów powszechnych?
– Władza ustawodawcza i wykonawcza rozpoczęły zawłaszczanie władzy sądowniczej od administracji. Zwierzchnikiem dyrektorów sądów, którzy zarządzają sądowymi kadrami, finansami i budynkami, jest teraz minister sprawiedliwości, a nie prezesi sądów. Przed reformą trzeba było spełniać odpowiednie wymogi, aby stanąć do konkursu na takiego dyrektora sądu, a następnie go wygrać. Teraz nie ma wymogów, konkursów ani kadencyjności, a o wszystkim decyduje Zbigniew Ziobro. Co więcej, gdy teraz minister sprawiedliwości ogłosi, że są wolne stanowiska dla dyrektorów sądów, to w formularzu zgłoszeniowym, znajdującym się na stronie resortu, kandydat musi wypełnić rubrykę, której nigdy nie było w Polsce po 1989roku – „przynależność partyjna”. Ustawa likwiduje kadencyjność sędziów, tak jak wcześniej zlikwidowano kadencyjność prokuratorów. Minister sprawiedliwości może w każdej chwili odwołać prezesów sądu lub przewodniczących wydziałów.
– Czy Polska to jedyny kraj, gdzie w ręku jednej osoby znajduje się tyle władzy w Prokuraturze Generalnej?
– Jest wiele państw w Europie, gdzie minister sprawiedliwości jest prokuratorem generalnym, ale nie ma możliwości bezpośredniej ingerencji w jakiekolwiek postępowanie. Dziś w Polsce ustawa daje prokuratorowi generalnemu nieograniczoną możliwość ingerencji: przenoszenia postępowania z miejsca na miejsce, wyznaczania prokuratorów do jego prowadzenia. Mamy kilkadziesiąt przypadków, gdy prokuratorowi, który nie dawał pewności, że sprawa pójdzie po myśli rządzących, odbierano sprawę i przekazywano innemu prokuratorowi. W tej chwili Zbigniew Ziobro jest gospodarzem postępowania przygotowawczego, nadzoruje inne organa, które to postępowanie prowadzą, nadzoruje działalność operacyjną. Uprawnienia prokuratora generalnego w tym zakresie są olbrzymie.
– Jakie są mechanizmy działania w prokuraturze prowadzonej przez Zbigniewa Ziobrę?
– Na 5400 prokuratorów w całej Polsce ponad 1000 pracuje w systemie delegacyjnym. Zasada jest taka, że otrzymuje się pensję nie z powodu stopnia, a z powodu miejsca pracy. Ponad pół tysiąca prokuratorów rejonowych pracuje w jednostkach wyższego szczebla, z czego ponad trzydziestu w Prokuraturze Krajowej, więc otrzymują pieniądze ministerialne. Jasno z tego wynika, że można taką kadrą dowodzić metodą kija i marchewki. Dodam, że w prokuraturze wprowadzono też system nagród finansowych, który do tej pory nigdy nie był praktykowany. Prokurator ma pracować i otrzymywać pensję, a nie być nagradzany.
– Pracował pan w prokuraturze już w czasach PRL-u, kiedy też trudno było mówić o braku upolityczniania wymiaru sprawiedliwości. Czy mówienie, że teraz jest gorzej niż za PRL-u, ma swoje uzasadnienie?
– Oczywiście, za PRL-u około 80 proc. prokuratorów należało do partii: PZPR, SD lub ZSL. Taki trend był i dotyczył wielu zawodów w kraju. De facto nic z tego nie wynikało. Mówię tutaj o młodych prokuratorach, do jakich wówczas należałem, bo w tamtych czasach nie sprawowałem żadnych funkcji kierowniczych w prokuraturze. Wtedy prokurator generalny był odrębny od ministra sprawiedliwości, ale politycznie uzależniony, bo akceptacja jego kandydatury wymagała od ministra zgody partii rządzącej, czyli KC PZPR. Dziś zatem można doszukać się pewnych analogii.
– Celem „Lex super omnia” jest doprowadzenie do odpolitycznienia prokuratury oraz respektowania niezależności prokuratorów. W jaki sposób chcecie to osiągnąć?
– Naszym zadaniem jest pokazywanie mankamentów takiego usytuowania prokuratury jak teraz oraz stworzenie na przyszłość takiego modelu, który już nikomu, choćby miał wielkie chęci, nie pozwoliłby na takie zawłaszczenie tej instytucji jak teraz.
– A jak wygląda sprawa z postępowaniem dyscyplinarnym wobec pana, dotycząca krytycznej wypowiedzi o zmianach w prokuraturze dla „Dziennika Gazety Prawnej”?
– Przedstawiono mi zarzut: „uchybienie godności urzędu poprzez udzielenie wywiadu i przypisanie w nim złych intencji kierownictwu resortu”, a sprowadzający się do mojej oceny, że nowa ustawa o prokuraturze była potrzebna do tego, aby usunąć ze stanowisk kierowniczych kilkuset prokuratorów. Kiedy wszczynano postępowanie wyjaśniające w sprawie dyscyplinarnej, chodziło o słynne określenie „dziadostwo”, którego użyłem w odniesieniu do oceny pewnego zapisu ustawy.
– Według rzecznika dyscyplinarnego przekroczył pan granice swobody wypowiedzi w mediach, zwłaszcza w kontekście bezstronności i apolityczności prokuratury…
– Powiedziałem wówczas m.in.: „Nie pozwolę się odrzeć z dorobku zawodowego w imię zmian, które są moim zdaniem niekonstytucyjne. Eksperymentowałem na sobie parę razy w życiu, tym razem nie zaryzykowałem”. A w odpowiedzi na pytanie, po co PiS zlikwidował Prokuraturę Generalną i prokuratury apelacyjne, a w ich miejsce powołał Prokuraturę Krajową i prokuratury regionalne, odpowiedziałem: „Tylko po to, aby zmienić tabliczki i dokonać czystek. Obsadzić stanowiska swoimi ludźmi”. I dodałem: „Oni tego nie ukrywali. Zamysł był jasny: degradują po kolei każdego, kto im podpadł. Albo nie jest ich”.
– Nie jest pan jedynym prokuratorem, wobec którego wszczęto takie postępowanie.
– W stosunku do moich kolegów, którzy również są członkami Stowarzyszenia Prokuratorów „Lex super omnia”, także od wielu miesięcy toczą się postępowania. Po zarzutach jest m.in. prezes stowarzyszenia Krzysztof Parchimowicz.
– A czy dziś powtórzyłby pan te same słowa krytyki wobec „dobrej zmiany” w prokuraturze?
– Moja wiedza na temat zdarzeń, do których doszło wówczas, jest obecnie o wiele większa. To, co powiedziałem w moim wywiadzie, zostało zrealizowane, czyli wymieniono około 90 proc. kadry kierowniczej. Ci prokuratorzy, z którymi „dobrej zmianie” było nie po drodze, zostali zdegradowani. Nikt z nas nie sądził natomiast, że zlikwidowane zostaną konkursy i kadencyjność, a delegowanie do prokuratur wyższego szczebla w zamian za polityczną uległość będzie sposobem na robienie kariery. Tych, którzy mówią o tym głośno, jak ja, próbuje się zastraszyć postępowaniami dyscyplinarnymi. A jak to nie skutkuje, napuszcza się na nas prorządowe media. Ale się nie damy. Prokuratura będzie jeszcze niezależna, a my nie będziemy się wstydzić zawodu, który uprawiamy przez całe życie. Wszystko, co zostało zepsute i godzi w konstytucyjny trójpodział władzy, będzie prędzej czy później przywrócone. Demokratyczne standardy są podstawą. Natomiast moim skromnym zadaniem i moich koleżanek oraz kolegów będzie upublicznianie tych wszystkich przykładów wynaturzeń w sprawach indywidualnych i zespołowych.
Rozmawiał Paweł Pluta.